Tytuł: Przepis na szczęście
Autor: Katarzyna Michalak
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 304
Liczba stron: 304
Dzieciństwo to nie tylko czas
przeszły, którego obraz zanika po pewnych latach. To nie
tylko stłuczone kolana, zadrapane ręce czy poplamione ubrania,
uchwycone na fotografiach. Jako, że dzieci w szczególności
lubią słodkości, pamiętam, że lubiłam przebywać w kuchni, gdy
mama, któraś z cioć czy babć coś pichciła. Siadałam
wtedy na taborecie i z wielką chęcią podjadałam co nieco, dopóki
nie wyganiano mnie z tego niesamowitego pomieszczenia. Nawet teraz z
wielką ochotę zajadam przeróżne potrawy, ciasta czy desery,
jakie powstają w kuchni. Niestety nie umiem gotować, ale nie
poddaję się i zaznajamiam się z tajemnicami kuchennymi. Kiedy
tylko dowiedziałam się, że na rynku wydawniczym pojawiła się
książka „Przepis na szczęście” postanowiłam ją przeczytać.
„Przepis ..” zawiera cztery krótkie
opowiadania o bohaterkach poprzednich książek autorki – Bogusi,
Danusi, Ewie i Lilianie oraz mnóstwo przepisów
dobranych do każdej pory roku. Opowiadania są dość banalne i mają
z góry przewidziany koniec. Z kolei przepisy brzmiały
smakowicie, jednak sposób ich dobrania nie był zadowalający.
Dobór potraw był nietrafny.
Część składników jest dość droga, a nie każdy może
sobie pozwolić na tak duży wydatek. Fakt, potrawy opisywane
brzmiały apetycznie, jednak koszt produktów i czas wykonania
ukazany w książce bywał zbyt długi. Owszem, kilka prostych
przepisów spodobało mi się i zamierzam je wypróbować,
jednakże ta książka bardzo odbiega od poprzednich pozycji autorki.
A panią Michalak dażę sporym uznaniem. Uwielbiam usiąść i czytać
jej powieści, jednak ta okazała się zupełnie inna. To po prostu
książka kucharska, w którą wmieszano cztery zupełnie różne
historie bohaterek poprzednich powieści autorki, które pewnie
powstały już po wydaniu pozycji przez wydawcę.
Dla miłośników kucharzenia,
książka jest idealna, zaś dla zwykłego czytelnika, który
liczył na kolejną ciekawą historię spod rąk Polki może okazać
się tylko stratą czasu. Jak dla mnie, książka była interesująca,
chociaż od połowy miałam już dość ciągłych przepisów.
Wiem jedno – to było pierwsze i pewnie ostatnie spotkanie z
książką kucharską. Co się tyczy innych pozycji pani Michalak, z
chęcią do nich zajrzę. Ocena jest wysoka, z racji wspomnianych
przepisów, które wpadły mi w oko - szczególnie
przepis na „Chrupiące chrusty cioci Miry”.
Ocena: 8/10
Ja bardzo rozczarowałabym się, gdybym zamiast porywającej historii otrzymała kilka opowiadać i mnóstwo przpisów, ale dobrze, że Tobie sie podobała, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Katarzynę Michalak i uwielbiam kuchnię, a to oznacza, że to książka idealna dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNie uważam siebie za fankę tej autorki. Miałam przygodę z jedną jej książką i dosyć mocno się sparzyłam. Aczkolwiek po czasie jaki spędziłam już w blogosferze zdążyłam zauważyć, że Pani Michalak ma swoje lepsze i gorsze momenty. Być może trafiłam na ten gorszy... kto wie, czy w przyszłości do niej nie wrócę ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki, choć gdzieś obiło mi się o uszy kilka opinii na temat jednej z jej książek. Może kiedyś się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zachęcam do zajrzenia na os-meus-libros, gdzie wracam po dość długiej przerwie :)